finisterre

finisterre

środa, 1 kwietnia 2015

Wirus

     "Jaki pasożyt przeżyje wszystko? Bakteria? Wirus? Tasiemiec?  Idea. Jest żywotna, bardzo zaraźliwa. Kiedy opanuje mózg staje się prawie niezniszczalna. Raz sformułowana, przemyślana trwa." Ten cytat z filmu "Incepcja" niezwykle trafnie oddaje to co wydarza się w mojej głowie od pewnego czasu, co  podkręcone zostało kilkoma faktami, o których za chwilę i w ogólnym zarysie dotyczy samowystarczalnego życia na wsi. Wsi którą paradoksalnie jeszcze kilkanaście lat temu zutylizowałbym przy pomocy buldożera razem z jej nieprzystającą do nowych czasów popegieerowską, roszczeniową  mentalnością. Z upływem czasu pewne rzeczy nabierają jednak innego wymiaru, i ta znienawidzona przeze mnie wieś stała się trochę niechcący moją destynacją. 
     O tym, że trafiają się jednostki które porzucają spokojne ustabilizowane życie w mieście by zaczynać wszystko od początku gdzieś na zupełnym zadupiu, słyszałem od dawna. Podziwiałem i zazdrościłem odwagi i determinacji. Zawsze jednak były to osoby zupełnie nieznane, których istnienie trudno mi było potwierdzić, mające raczej status miejskiego mitu niż realiów. Pierwszy możliwy do potwierdzenia przypadek zarejestrowałem w trakcie rozmowy, przy okazji żmudnego wypełniania wniosków kredytowych. Kredyt na tzw. że użyję eufemizmu "pies wie co", zorganizowała nam w jednym z wrocławskich banków, niezwykle życzliwa pani Dorota. I tak zupełnie przy okazji dowiedziałem się, że jej znajoma dentystka wyprowadziła się na wieś, świadcząc tam usługi lokalnej społeczności w zamian za dostępne dobra, niekoniecznie gotówkę. To był pierwszy dowód na to, że bezgotówkowa wymiana towarów  i usług w małych społecznościach może funkcjonować. Tym sposobem na szalkę marzeń padło pierwsze ziarnko styropianu , które miało za zadanie przeważyć leżące na przeciwnej szalce kamyki życia. Kolejne zbierały się latami nie zawsze zauważone dokładając  swój znikomy, ale jednak ciężar. W pamięci utkwiły mi jeszcze dwa. Pierwsze to film Wernera Herzoga p.t. "Szczęśliwi ludzie - rok w Tajdze" - dokument o życiu mieszkających w syberyjskiej wiosce myśliwych. Poszedłem na ten film zaciągnięty w zasadzie na siłę przez moja Myszę. Wyszedłem z przetrąconym światopoglądem. Ile człowiekowi potrzeba do tego szczęśliwego życia? Wyglądało na to, że bardzo niewiele, ale było to absolutnie niełatwe. I jeszcze jedna rzecz, która zaważyła na szalce marzeń. Był nią jakiś kryzys giełdowy sprzed kilku lat. Cały świat ekonomii zaczął się trząść bo jakiś znerwicowany makler, czy analityk giełdowy kliknął sobie nie ten klawisz. Tymczasem życie wokół mnie toczyło się bez zmian. Uświadomiłem sobie, że uzależnianie bezpieczeństwa swojej przyszłości od wyimaginowanych wskaźników, może mnie doprowadzić do niezasłużonej nerwicy. Do tego trzeba dorzucić od wczesnej młodości niezrealizowane marzenie o zostaniu leśnikiem. 
       Tym sposobem wirus idei samowystarczalnego życia na wsi osiągnął w moim mózgu mocną formę przetrwalnikową i czekał na sposobny moment by zaatakować nadwątloną psychikę.
      W tym momencie możemy powrócić do wątku przerwanego w poprzednim odcinku. Mysza znalazła agroturystykę. Do kupienia. Pomysł jak to się mówi z d... wzięty. Biorąc pod uwagę nasze możliwości finansowe, moją niechęć do kredytów i w ogóle potencjalną konieczność wywrócenia sobie życia do góry nogami. Podszedłem do tego z pobłażliwą wyrozumiałością. Tymczasem Mysza chyba już miała w głowie jakiś plan. Stwierdziła tylko:
    - Poczekaj, aż zobaczysz. Spodoba ci się.

Nie wątpiłem. Jeżeli chodzi o gusta mamy podobne, a nawet jeśli gdzieś się rozbiegają to i tak wiemy co się nam podoba. No i nie zawiodłem się. Ale nie spodziewałem się, że rzecz będzie aż tak wyjątkowa. Mało tego oprócz starego, prawie 200-letniego domu, do kupienia był ogród ze stawem,  pół hektara sadu i dwa hektary ziemi. I to wszystko w jednym miejscu. No po prostu jak promocja w "Biedronce". Jak się oprzeć takiej okazji? Wirus przystąpił do frontalnego ataku.

4 komentarze:

  1. Oj, próbowałeś niecnie zafałszować swój obraz, jako człowieka niezdolnego do pisania.... Cóż za przewrotne działanie!
    Dobrze się czyta, więc pisz.
    Skąd się wziąłeś na Skargi 23? Za duży jesteś:) ...uruchomiłeś wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to czuję. Nie jestem fachowcem od pisania więc nie ma mowy o wyrachowaniu. Dla mnie ta historia, o której piszę była i jest wyjątkowa, i chciałbym żeby to było wyczuwalne.
    Nigdy nie jest się za dużym, żeby być rodzicem młodej artystki. Rozumiem,że to miłe wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...jest wyczuwalne. W dużej mierze sytuacje są właśnie takie, jakimi je stworzymy :)
      Nie wziąłem pod uwagę że są jeszcze rodzice :) choć sam już takowym jestem.
      Wspomnienia zaiste miłe... nawet bardzo, :) 85-91 a małżonka 87-93 :)
      pozdrawiamy z bagien :)

      Usuń
  3. Witaj Wojtku, witaj Myszo - Agnieszko:) i pozostali, których pewnie wkrótce poznamy:)
    Przeczytałam, potem pewnie zerknę raz jeszcze, przemyślę, zastanowię się:) To Twój blog i możesz go kreować tak, jak uznasz za stosowne.
    Ale póki co cieszę się, że podjąłeś próbę opisania swej życiowej przygody, choć to może złe określenie. Cieszę się dlatego, że Aneta i Krzyś są mi bliscy, a Tuskulum to miejsce magiczne. Teraz Wy tę magię przejęliście i będzie miło poczytać, cóż się zadzieje, co się wydarzy, a nawet poczytać czy podejrzeć zwyczajny dzień, bez zdarzeń, wydarzeń... Udało mi się latem choć na chwilę wpaść do Zapusty, jeszcze raz nacieszyć oczy pięknym domem, krajobrazem.
    Życzę Wam dobrych chwil., szczęśliwych dni, radosnych poranków, spokojnych wieczorów, mnóstwa spełnionych marzeń i ... cudownego sielskiego życia, cokolwiek to znaczy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń