finisterre

finisterre

sobota, 28 marca 2015

Od rzemyczka do... domeczka?

       Każdy ma marzenia. Każdy na miarę swojej wyobraźni. I jest to chyba największe bogactwo ludzi niekoniecznie majętnych. No bo o czym może marzyć człowiek którego stać niemalże na wszystko? Dostateczna zasobność portfela pozwala realizować wszelakie zachcianki, jak rzekłby Ferdynand Lipski pstrykając palcami "just like that". No nie ma w tym żadnej radości. Oczywiście są jeszcze na tym świecie rzeczy, które kupić jest trudno lub wręcz niemożliwe, ale dotyczą one w większości  zalet natury moralnej, paradoksalnie niskiej wartości z punktu widzenia dzisiejszego świata. Wróćmy więc do naszych marzeń ludzi niebogatych. Różnie z tym bywa, ale najczęściej rekompensują nam one  niedostatki i to nie zawsze materialne. Bo to albo sława, albo podróże, albo w tyłku mieć mniej a w cyckach więcej (wersja damska), albo brzuch mniejszy, a zwis większy (wersja męska), albo sąsiada pogrążyć bo mu za dobrze (wersja raczej ogólnopolska), albo najzwyczajniej pomóc komuś (wersja pożądana, ale rzadko występująca). I tak to sobie tym kitem marzeń, (z racji tego że jest tani, dostępny i łatwy w obróbce) łatamy dziury w lichej materii naszego żywota. Każdy jak potrafi. Jednym to i nawet wyjdzie całkiem gładko, a innym papranina, że patrzeć czy raczej słuchać żal. Marzenia mają to do siebie, że materializują się w znikomym odsetku, w związku z czym odpowiedniejszym do ich odbioru zmysłem bywa raczej słuch niż wzrok.
      Zaryzykuję stwierdzenie,że  najczęściej występującym tematem tych naszych leczących zmaltretowane dusze iluzji jest własny dom. I chyba nawet najbardziej ortodoksyjne miejskie zwierzęta mają chwile słabości kiedy myślą o własnym trawniku, grządce, warsztacie w którym nie trzeba sprzątać po każdej pracy, lub garażu w którym nie trzeba wyciągać kluczyków ze stacyjki samochodu, czyli o atrybutach własnego domu. Bo w naszych zlaicyzowanych czasach ostatnim świętym który ma wzięcie jest święty spokój.
     Żyjąc w kraju gdzie średniość bywa najpowszechniejszą cechą, większość aspiruje do bycia klasą średnią, średnio żyjąc, średnio jedząc, średnio się ubierając i niestety średnio myśląc. Podświadomie ulegliśmy temu trendowi (na szczęście tylko w sferze marzeń) i wygenerowaliśmy w swoich głowach średnie marzenie o domu. Będąc świadomymi swoich możliwości ekonomicznych zakwalifikowaliśmy je od razu jako nieziszczalne, ale konsekwentnie je pielęgnowaliśmy, jako formę wyrafinowanego, psychicznego masochizmu. Nieziszczalność automatycznie zdeterminowała małą ilość szczegółów. Jedyne co było jasno określone to wiek domostwa. Musiało być stare. Najbardziej ekscytująca była wizja możliwości zetknięcia się z emocjami, które w starych ścianach przez lata kumulują kolejni mieszkańcy. W tym momencie ta historia powinna się skończyć. Coś jednak poszło nie tak jak się spodziewaliśmy...

       Czas przedstawić pierwszą i najważniejszą osobę tego dramatu. Od osiemnastu lat razem ,od trzynastu z formalnym statusem żony. Agnieszka zwana przeze mnie Myszą.

Osoba o sercu i odwadze nieproporcjonalnej do skali opakowania, w którym obie cechy muszą się zmieścić, gotowa rozpędzić demonstracje młodzieży wszechpolskiej, przerwać pijacka imprezę za ścianą, wyrzucić niedomytego żula z tramwaju, tylko dlatego że naruszają jej zamiłowanie do ładu i porządku otoczenia. Niestety panicznie bojąca się myszy (pewnie stąd jej alternatywne imię - jako moja nieudana próba oswojenia problemu) i innych zwierząt z nieowłosionym ogonem. Personifikacja powiedzenia "Gdzie diabeł nie może tam babę pośle". Jeżeli z kimś takim dzielicie życie uważajcie na swoje słowa, bo czasem zamieniają się w czyny szybciej niż myślicie. W tym miejscu chcę podkreślić istotne znaczenie zwrotu "dzielić z kimś życie", który dla mnie nie jest tożsamy ze stwierdzeniem "żyć z kimś". To trochę tak jak ze sznurkiem który się składa z szeregu włókien. W pierwszym przypadku są ze sobą splecione, w drugim równoległe do siebie. Wytrzymałość obu może i zbliżona , ale spróbujcie jeden i drugi zmiąć, włożyć do kieszeni a potem rozplątać. Nawet jeśli się uda, to z tym drugim zajmie to wam dużo więcej czasu. Krótko mówiąc różnica w jakości zasadnicza. Tak więc przy takich osobach uważajcie co mówicie, macie wtedy większe szanse dożyć emerytury w spokoju. Oczywiście nasuwa się pytanie jakież to słowa padły, że ich konsekwencje mają gabaryt godny opisywania w blogu? Banalne...

       Jako aspirujący do statusu klasy średniej, stwierdziłem że czas najwyższy na pierwszy po kilkunastu latach odpowiednio średni wspólny rodzinny wypoczynek. Rodzaj wypoczynku został jasno i konkretnie sprofilowany jako wczasy pod gruszą, a jako że o gruszę na wsi obecnie coraz trudniej, występujące pod nazwą  agroturystyka. Nie byłbym sobą gdybym ortodoksyjnie nie określił kilku zasadniczych parametrów, które nieodzownie charakteryzują turystykę wiejską, a mianowicie obecność żywego inwentarza poza psem i kotem, oraz jakichkolwiek upraw. Nie jest to takie łatwe sprostać takim wymaganiom. Obecnie turystyka wiejska jedyne co ma wspólnego ze wsią, to położenie w strefie niskiej zabudowy jednorodzinnej, niekoniecznie w luźnym rozstawie. Cała reszta niejednokrotnie przypomina luksusowe apartamenty. Wiejska skromność i prostota są już skansenowym reliktem.
       Ale od czegóż mam operatywną żonę. Powiedzcie tylko mojej Myszy, że się nie da... 
W połowie maja 2014r. po powrocie z pracy oznajmiła dumnie:
   - Znalazłam dla nas agroturystykę.
   - Świetnie. Gdzie?
   - W Izerach. 
   - Rewelacja. Kiedy i za ile?
   - Od zaraz. Za 580 tysięcy.
Rozpaczliwa próba znalezienia sensu w ostatnim zdaniu , była zbyt wyraźnie widoczna na mojej twarzy, bo Mysza nie pozwoliła mi zadać kolejnego pytania.
   - Do kupienia
   - Zdurniałaś babo! Po co nam na tydzień czy dwa kupować chałupę? 
Póki co nie było mowy o ogarnięciu rysującej się nagle perspektywy nowego życia.
   - A kto powiedział że na tydzień? Na całe życie.


1 komentarz:

  1. Już Wam zazdraszczam niemożebnie!
    Uwielbiam czytać, jak ktoś spełnia tożsame z moimi marzenia. To taki rodzaj samoumartwiania z dodatkiem nadziei na lepsze jutro :)
    Akurat osobiście zostałam (nie ze swojej woli i winy) przekwalifikowana na bezrobotną biedotę z klasy - można rzec - średniej, ale marzenia pozostały. Właśnie o domu. Z ogrodem. Z sadem. Z kurami biegającymi po podwórzu, z piesełem ganiającym po trawie lub się w niej wylegującym, z kotem drzemiącym w słońcu, kozami na pastwisku, konikiem przy bryczce i to wszystko w otoczeniu przepięknej wolnej od zagospodarowania przyrody z lasem włącznie.
    I tak się patrzę na to zdjęcie i jakoś mi tak się wydaje, że gdzieś tę twarz już miałam możliwość zobaczyć... może to tylko złudzenie...?
    Dziękuję jeszcze raz za większą czcionkę. To naprawdę ułatwiło mi czytanie. Moje kaprawe i ledwo łapiące fotony oczy również dziękują za to ułatwienie :)
    Pozdrawiam
    tatsu

    PS. Jakby się znalazł czas na czytanie, to zapraszam do siebie: https://smoczyblog.wordpress.com/ - blog o wszystkim, co się wokół dzieje, ale bez polityki, mowy nienawiści i haseł uznawanych za co najmniej niepopularne. Ot, wszystko, co gryzie smoka w ogon ;)
    tatsu

    OdpowiedzUsuń