finisterre

finisterre

czwartek, 26 marca 2015

Koniec początkiem

"Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy..."
     Pozostając w zgodzie z duchem źródła cytatu (dla niezorientowanych - "Rejs" M.Piwowskiego) powinienem w tym miejscu skończyć. W dzisiejszych czasach nie byłoby to niczym dziwnym. Potrzeba zaskakiwania i szokowania otoczenia osiąga granice absurdu, więc czemuż by nie zacząć i zakończyć bloga na dwóch zdaniach? Nie chcę zaskakiwać, nie chce szokować, więc po co ta bazgranina? W internetach aż roi się od wynurzeń na przeróżne tematy począwszy od tego co zeżreć i czym się wypróżnić, a skończywszy na tym jak żyć i czy na pewno warto to robić długo. No więc  po co? To pytanie towarzyszy mi już dobrych parę lat, od momentu kiedy trafiłem na nie na nomem omen blogu fotograficznym. W dużym skrócie chodziło o to, żeby zastanowić się przed naciśnięciem migawki co chcemy przekazać zapisanym kadrem. Okazało się, że to pytanie ma charakter dużo bardziej uniwersalny i dotyczy praktycznie wszystkich przejawów mojej egzystencji. Doszło do tego, że praktycznie bez przerwy przed każdym działaniem pytam siebie po co, a wrodzony gen lenistwa wymyśla mnóstwo powodów dla których nie warto się w cokolwiek angażować. I tak sobie trwam w błogim przeświadczeniu o tym , że nie tracę energii na grzebanie po krzakach które i tak ktoś już przeszukał. Skąd więc taka determinacja, by zabrać się za pisanie,  u kogoś kto z powodu języka polskiego zmieniał szkołę i zdawał dwa komisy, kto nie przeczytał w całości żadnej lektury (przynajmniej wtedy kiedy  był taki obowiązek), i komu lekcje tegoż przedmiotu do dzisiaj odbijają się mentalną czkawką?
Wniosek - powód musi być niemałego kalibru zarówno materialnie, ale przede wszystkim emocjonalnie. I głównie o tym tutaj będzie. O tym że zwyczajność i normalność mogą być fascynujące i ciekawe, o tym że możliwe choć nie łatwe jest żyć tak by nie sprzeniewierzyć się samemu sobie, o tym że miłość, przyjaźń, zaufanie są fundamentem tego życia, o tym ze czasem trzeba się nachodzić, żeby się przekonać że nie ruszyliśmy się nawet pół kroku do przodu. No po prostu takie banały którymi codziennie wycieramy sobie gębę w ogóle ich nie rozumiejąc.
       No i skleił się taki ideowo-filozoficzny wątek, który będzie się  tu co jakiś czas pojawiał, a konkretów na razie nie widać.  I nie ma się ich co spodziewać tak szybko. Historia która się tu rozpoczyna, zdominowała nasze życie już niemalże od roku, jak więc spodziewać się  jej opisania w jednym czy nawet i pięciu postach. To co będzie się pojawiać w najbliższych odsłonach tego bloga, będzie retrospekcją wydarzeń które miały miejsce w tym czasie, aż do dzisiaj i próbą nadążenia za tym co nam to dzisiaj przynosi, a wierzcie mi niemało tego. 
     Kolejnych parę  zdań i znowu brak konkretów. Żeby więc w miarę konstruktywnie zakończyć ten manifest muszę przedstawić kilka faktów i wytłumaczyć się z tytułu. Pierwsza część dość jasna:  Izerski - według słownika języka polskiego przymiotnik od Izery (góry w Czechach i Polsce) - zdecydowanie zawęża nam lokalizację. Jak się później okaże rzeczone miejsce leży konkretnie na Pogórzu Izerskim, ale proszę wybaczyć, to nie jest blog geograficzny, więc ta nazwa nie zostanie uwzględniona w tytule. Chciałoby się powiedzieć "licentia poetica"... internet cierpliwszy od papieru. Finisterre - kluczowe słowo, więc wyjaśnienie musi być nieco dłuższe. Zgodnie z naszą obecną wiedzą zarówno matematyczną jak i geograficzną, wiemy że ziemia jest kulą, co do kuli zaś można się zgodzić, że trudno określić który punkt jest jej początkiem. Skoro już mamy swoje miejsce na ziemi może być ono dla nas zarówno końcem jak i początkiem, np. końcem jednego życia i początkiem nowego, radykalną zmianą, wirażem pokonanym na ostro zaciągniętym ręcznym hamulcu  życiowej rutyny, punktem zero, wyjściem na przeciw tego o czym marzymy i boimy się jednocześnie, czyli ogólnie miejscem gruntownej przemiany. Dlatego nie przypadkowo ta nazwa jest nawiązaniem do ostatniego punktu na pielgrzymkowym szlaku  św. Jakuba, Cabo Finisterre, przylądku w Hiszpanii uważanego niegdyś za najbardziej odległy zakątek znanego wówczas świata, na którym to pielgrzymi ukończywszy swoją wędrówkę wrzucali do oceanu swoją podróżną odzież, na znak przemiany. Nie ma się co więcej rozwodzić. W jaki sposób to miejsce nas zmienia (bo że to robi to wiemy na pewno), czy zmienia tych którzy się  tu pojawią, przekonamy się wkrótce.
      Koniec jest jednocześnie początkiem. Gdzie kończy się jedna historia zaczyna się kolejna. Podobnie jest i tutaj. W tym miejscu skończyła się historia miejsca znanego jako Tuskulum i związanego z nim bloga. Aneta i Krzysztof, dotychczasowi właściciele tego niezwykłego zakątka rozpoczynają nowy rozdział swojego życia. Na ich miejscu lada moment pojawią się nowi gospodarze i jednocześnie bohaterowie absolutnie "nieciekawej" noweli p.t. "Jak przeżyć na wsi". Będę ich pomału przedstawiał i wyjaśniał jak doszło do tego, że Tuskulum przeistacza się w Finesterre.
      Swoją drogą ciekawe, że patrząc na mapę wygląda jakbyśmy w dużym przybliżeniu zamienili się miejscami. Zresztą w tej historii wiele rzeczy wygląda jakby nie były dziełem przypadku...

11 komentarzy:

  1. To nawet wypada, abym pozostawiła na tym blogu pierwszy komentarz :-)
    Przede wszystkim ogromnie się cieszę, że zdecydowałeś się pisać bloga poświęconego temu niezwykłemu miejscu, w którym było nam dane przeżyć tyle szczęśliwych lat. Wierzę że dobra energia tego domu wpłynie pozytywnie na Wasze życie. Z ciekawością będę się przygladać, jak kontynuujecie naszą pracę, jak zmagacie się z codziennością, co Was zachwyca, cieszy w tym niezwykłym zakątku. Wiem, że będzie to ogromna gratka dla czytelników mojego dawnego bloga "Magia w Tuskulum", zaglądać w życie nowych właścicieli.
    Już od pewnego czasu podejrzewam, że nie ma czegoś takiego, jak przypadek. To niesamowite, że zdecydowałeś się na nazwę Finisterre, która jest powiązana ze szklakiem św. Jakuba. Dwa lata z rzędu wędrowałam szlakiem "muszelki" po śląskich i saksońskich drogach. Tak zupełnie ateistycznie, a jednak dane było mi poczuć magię pielgrzymowania.
    Trzymam kciuki za wytrwałość nie tylko w życiu na wsi, ale i w dokumentowaniu Waszej historii na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga jestem! Dzień dobry, wypada się przedstawić na początek: Mika z bloga prowadzonego wspólnie z Haną, o wdzięcznej nazwie Dzika Kura w Pastelowym Kurniku. Przyszłam oczywiście za Riannon, której tuskulański blog śledziłam od paru lat, nawiązała się też między nami osobista korespondencja i bardzo miły kontakt. Zrozumiałe jest więc, że ciekawi mnie jak potoczy się nowe życie w Dworze Feillów i w Izerach :) Pierwszy wpis brzmi intrygująco, będę czekać na kolejne i śledzić Państwa losy. Życzę szczęścia, radości i dużo sił na "nową drogę życia". Pozdrawiam serdecznie spod Tatr:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło poczytać iż pojawił się kolejny koniec ziemi, który ma swoich właścicieli. Coraz więcej tych końców... bretończycy też uzurpują sobie prawo do jednego z nich. Mamy nadzieję że, koniec końców, znaleźliście swoje miejsce :)
    ...i od czasu do czasu poczytamy co słychać w Zapuście.

    pozdrawiamy z bagien

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego dobrego w nowym miejscu :) Myślę, że skorzystacie z dobrej energii, która w Tuskulum- a już za moment Finisterre- pojawiła się za sprawą Riannon i Chłopa . Z ciekawością będę tutaj zaglądać . Pozdrawiam serdecznie
    mp

    OdpowiedzUsuń
  5. No to i ja przyłączam się do tych życzeń najlepszych, bo że niezbędne mieszczuchom osiadającym na wsi przekonuję się na własnej skórze od dłuższego czasu :) A w waszym przypadku szczególnie te życzenia ważne , bo po tak zacnych gospodarzach przejmując Tuskulum wystawiacie się niewątpliwie na cenzurowane ;) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę z niecierpliwością wyglądać nowych wpisów ;)
    Tylko mam ogromną prośbę: czy można by zmienić nieco wielkość czcionki i zamienić kolorami tło z literami. Jako osoba mająca nieco problemów ze wzrokiem nie zawsze jestem w stanie przy takim zestawie wysiedzieć choć chwilkę, by przeczytać więcej niż jedno zdanie na raz :(
    Z góry dziękuję :)
    pozdrawiam
    tatsu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię co mogę, a że niewiele mogę to niewiele robię ;-). Na początek powiększam czcionkę, a co do kolorów to będziemy się targować. Miłego i wygodnego czytania życzę.

      Usuń
    2. Dziękuję za przychylenie się do mojej prośby :)
      Faktycznie, troszkę wygodniej się czyta (zaraz poświęcę czas na pochłonięcie kolejnego wpisu), kiedy czcionka większa. Czarne na białym mimo wszystko wygodnie się czyta. Przy tym... taki grobowy wygląd do tak radosnego bloga? ;) I to jeszcze na wiosnę? :P
      Pozdrawiam cieplutko, bo u nas zimno i deszczem straszy.
      tatsu

      Usuń
  7. Nie no trochę się speszyłem. Zacząłem to pisać trochę dla siebie i trochę dla najbliższych znajomych, głównie żeby nie zapomnieć tych niezwykłych zdarzeń, które miały miejsce. A tu od razu takie zainteresowanie zupełnie mi nieznanych osób. Mam wrażenie, że już się nie wykpię od pisania, ale przyznaje że to bardzo miła i wielce motywująca sytuacja. Zdaję sobie sprawę, że to Riannon maczała w tym palce. Zresztą co tu ukrywać mogę ją śmiało nazwać moim blogowym promotorem. Wielkie ukłony w Jej stronę.
    Właśnie jestem świeżo po powrocie i potrzebuję chwile na aklimatyzację, bo Wrocław i Zapusta to absolutnie dwa odmienne światy. Ale obiecuję,że w ciągu najbliższych godzin pojawi się kolejna odsłona opowieści o pogoni za marzeniami. Dziękuję za miłe słowa dla blogowego żółtodzioba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy blog ma być z założenia prywatnym, dla najbliższych, a potem się rozrasta :D I zyskuje więcej czytających, komentujących... taka już jest ta rzeczywistość w sieci ;)

      Usuń
    2. Wojtku, rozumiem Cię doskonale. Riannon zaraża pasją i tym blogowaniem. Nie podejrzewałam siebie o takie zainteresowanie, działanie, a tymczasem, odkąd w naszym życiu pojawił się cudowny golden - Izerek, właśnie urodzony w Tuskulum, piszę blog. Ba, nawet 3 blogi w porywach:)
      Życzę wytrwałości, komentarze rzeczywiście mobilizują, a potem człowiek wpada w nałóg i pisze sam dla siebie:)
      Pozdrówka:)

      Usuń